INDIA – Mumbai & Goa

Wlasnie siedzimy na zalanym sloncem tarasie w temperaturze powyzej 30 stopni i delektujemy sie sniadankiem. A u Was ciapie i zimno,co? Oj za trzy dni czeka nas bolesna zmiana klimatu,wrrr.
Ostatni raport pisalismy z pociagu do Bombaju, wiec winni Wam jestesmy pare linijek komentarza na temat tego jakie wrazenie zrobil na nas Bombaj. Krotko rzecz ujmujac- zadne! Ta finansowa stolica to zupelnie inny swiat nijak przystajacy do reszty tego ogromnego kraju. Nie jest tak brudny i tak biedny, ale jednoczesnie brak mu koloru i egoztyki jakiejkolwiek. Nie ma tam nic wartego obejrzenia, co przyznaje sam Lonely Planet. Na pocztake pospacerowalismy po ulicach w dzielnicy dla turystow, ktora okazala sie byc jednym wielkim bazarem tandety. Wiec zboczylismy troche z trasy i ponioslo nas w jakies boczne uliczki na ktorych nawet szczury zdychaly-jak slowo daje lezaly na chodnikach i suszyly sie w palacym sloncu. Ale przynajmniej byl tam jakis klimat i wlasciwie tylko tam siegnelismy po aparaty.
Jedyna atrakcja Bombaju byly doswiadczenia kulinarne. Z racji tego ze stolica jak juz pisalam czysta i cywilizowana to i resturacje byly bardziej apetyczne. My zjedlismy obydwie kolacje w Leopold Cafe zaloznej w 1871 roku. Restauracja przyciagnela nasza uwage tym ze przed nia byla pokazna kolejka ludzi oczekujacyh na stolik a w srodku glownie biali. Odstalismy swoje i warto bylo bo knajpka wystrojem przypominala warszawski Hard Rock, ktory bardzo lubimy, a chicken tikka massala smakowal tak ze dlugo nie zapomnimy tej uczty dla podniebienia. Tomasz skusil sie na jak najbardziej europejskiego Tuborga a ja zamowilam coca-cole z lodami waniliowymi. Tak, sama sie zdziwilam takim polaczeniem ale musze powiedziec ze swietne!!! A takowa kompozycja nazywana jest tutaj Mickey Mouse. No i to tyle jesli chodzi o Bombaj.
Ale musimy Wam sie przyznac do tego ze juz w Bombaju zaczelismy tesknic za tymi obrazami jakie widzielismy wczesniej. Za tymi kolorowo ubranymi kobietami; ulicami na ktorych zapach lajna miesza sie z gotowanym tam jedzeniem; za drogami na ktorych rownolegle poruszaja sie smochody, autobusy, riksze, krowy, wielblady i slonie; za tymi bazarami na ktorych sprzedaje sie naprawde to co zrobil sam sprzedawca lub jego rodzina; ….za tym wszystkim co tez mieliscie okazje zobaczyc na poprzednich zdjeciach.
Obecnie jestemy na Goa ktore ma standard i wyraz Bombaju, natomiast oczywiscie zachwyca pieknem naturalnym-plaze, palmy, kwiaty, dzika zielona roslinnosc, cudowna bryza od Oceanu, ciepla woda w oceanie i znow higieniczna i pyszna kuchnia- tutaj po obiedzie juz myslimy o tym kiedy bedzie kolejny i co sobie zamowimy. Choc jako jedyni biali zachodzimy do tych kantyn ktore pelne sa Hinusow, bo reszta turystow-90% Rosjanie- odwiedza luksusowe ale puste restauracje w ktorych wystroj zdaje sie miec wieksza wartosc niz samo serwowane jedzenie. Wyobrazcie sobie ze Europejczycy i Hindusi juz wyjechali bo dla nich okres wakacji swiatecznych sie skonczyl, natomiast nadciagnela fala turystow z Rosji i wszedzie woklo wszystko jest w jezyku angielskim i rosyjskim, a hinduskie plazowe handlarki zatrzymuja sie kolo naszych lezakow i mowia: ‘posmotrij’. Jak mowie ze nie rozumiem to odpowiadaja: ‘I’m sorry, have a look madam’. J))))) 
W pierwszy dzien ograniczylismy sie tylko do najblizszej nam plazy ale juz w drugi dzien nas ponioslo- wynajelismy sobie skuter i objechalismy w cudownym sloncu i wietrze jakies 100km zawijajac od jednej pieknej opustoszalej plazy do kolejnej. Skusilo nas tez zawitac na polecana przez przewodnik plaze bedaca rzekomo ostatnia prawdziwa niekomercyjna oaza hipisow i …i wcale taka nie byla! Otoz miejsce okazalo sie byc jednym wielkim bazarem sprzedajacym rzeczy dokladnie takie jakie mozna znalezc w Polsce w sklepach indysjkich, sama plaza byla dosc zatloczona i na tylach miala bary serwujace wymyslne drinki, a ci tzw. hippisi siedzieli w knajpkach z latopami Apple na kolanach;-)! Aczkolwiek jadac przez wsie na naszym skuterze widzielismy miejsca ktore zdecydowanie wygladaly jak komuny hippisowkie, ale o nich nie wspominal zadnen przewodnik. Tutaj widzielismy jak w duzej grupie siedzieli przy fontannie na swego rodzaju ryneczku i albo palili albo juz byli na haju. Widzielismy jak zachodzili do loklanych sprzedawcow i kupowali swieze warzywa i surowe ryby oraz owoce morza, bo knajpek w okolicy nie bylo.
IMG_1646.JPGIMG_1442.jpgIMG_1520.JPGIMG_1493.JPGIMG_1610.JPGIMG_1658.JPGIMG_1598.JPGIMG_1633.JPGIMG_1691.JPGIMG_1581.JPG