Jak przewidywalam, po doswiadczeniach wczesniejszych podrozy po Azji, wstalismy dzis kolo 14.00 (8.00 w Polsce), wiec z dnia wiele nie zostalo. Jak pozno jest uswiadomilam sobie dopiero kiedy wychodzac z hotelu pan otwierajacy drzwi powiedzial do mnie: Good afternoon, madame. No coz, najwieksza atrakcji Manili jest night life przeciez!
Ale nim przeszlismy do drinkow o zmroku, udalismy sie do bankomatu w celu podjecia gotowki i zakupienia biletow lotniczych. W bankomacie jednorazowo mozna wyplacic max PHP 10 000 ( 700,00 pln) i za kazdym razem kosztuje to dodatkowe 15,00 pln. Na szczescie w stolicy sa bankomaty, zobaczymy jak bedzie dalej. Teraz uwaga, zakup biletu lotniczego online wiaze sie z dodatkowa obowiazkowa oplata za ubezpiecznie i z oplata internetowa, ktore nie obowiazuja przy zakupie biletu w agencji turystycznej. Tak sie dba o niskie bezrobocie! Wiec udalismy sie do biura Cebu Pacific i zakupilismy bilety na jutro rano na wyspe Bohol.
Na sniadanie bylo juz za pozno, ale na lunch wciaz ok. Wiec zasiedlismy w Banana Leaf gdzie pani polozyla przede mna lisc bananowca i powiedziala: here is your plate, madame. Ja jednak zjadlam swoje pad- thai z talerza na ktorym je przyniesiono. Tomasz oczywiscie zjadl z liscia:-).
Po lunchu wzielismy taxi do Makati- biznesowej dzielnicy Manilii. I tym razem taksowkarz okazal sie uczciwy, nie tylko wlaczyl taksometr ale i przed kursem podal przyblizony koszt. Coprawda Tomasz mial watpliwosci co do tego co znaczy przyblizony koszt. Ale naprawde byl w porzadku i nie przyspieszal mu taksometr, a jak to oceniac nauczylo nas Lonely Planet.
A po drodze…
Makati nawet nie widzialo sie z reszta Filipin. Centrum dzielnicy to ogromne centrum handlowe z przystepnymi i z tymi up- scale sklepami ( Cartier, Hermes, IWC, Philip Patek, etc). W ramach tych przystepnych skusilam sie waxing w BeneFit ktory zostal wykonany cieklym woskiem i skrawkami rozowej tkaniny. Tomasz w miedzyczasie odkryl ze ma konto na FujiFilmXWorld i wrzucil pare fotek na http://www.fujifilxworld.com, wiec wkrotce zobaczycie wiecej zdjec z Filipin.
Teraz siedzimy w Cafe Havana przy live music i popijajac drinki wspominamy nasze kubanskie wakacje, hmmm. Rzeczywiscie miejscowka iscie kubanska z muzyka na zywo i ludzmi tanczacymi na paru metrach kwadratowych. Drinki nieoszukane wiec z coraz wieksza trudnoscia trafiam w klawiature po Capirinhi i Long Island. Ale wciaz jeszcze rozumiem co znaczy : vamos a comer y bailar- zasluga mojej nauczycielki hiszpanskiego- cudownej Carmen!
A teraz graja Loca Shakiry! To chyba jednak nie taka kubanska orkiestra!
A tu night life w okolicy hotelu:
Ja widzę jakaś rybkę na Twoim talerzu ale co jadł Tmoasz na bananowcu
LikeLike
Na bananowcu Tomasz probowal moje pad-thai. A rybka byla wlasnie jego, czekala na przelozenie z talerza do serwowania na talerz z liscia.
LikeLike